To już moje drugie starcie z kartkami świątecznymi po świętach. Wcale nie jest łatwo...
Trochę dlatego, że raczkuję w temacie kartek, a trochę dlatego, że bez śniegu, atmosfery oczekiwania i zapachu pierniczków trudno robić kartki...
Tak szalone wyzwanie już kolejny raz organizuje Inka, i w dodatku kopie mnie w kostkę, że termin się kończy! A ja mam na biurku pełno choinek, pociętych starych książek i innych rzeczy, a jednak nic mi się nie podoba.
Zasady wyzwania ŚWIĘTA NA OKRĄGŁO w lutym zmusiły mnie do zbezczeszczenia książki (żartuję, mam stosik starych kodeksów nieaktualnych i harlequinów znalezionych u ciotki w piwnicy) oraz wykorzystania motywu choinki.
Bawiłam się więc tuszami, psikałam, rozcierałam, wycinałam, tłoczyłam i nie wyszło nic fajnego.
Nie miałam zamiaru papugować Inki, ale od dawna chciałam spróbować coś zrobić w ten sposób tylko... potrzebowałam kopniaka.
Bawiłam się więc tuszami, psikałam, rozcierałam, wycinałam, tłoczyłam i nie wyszło nic fajnego.
Nie miałam zamiaru papugować Inki, ale od dawna chciałam spróbować coś zrobić w ten sposób tylko... potrzebowałam kopniaka.
Jeśli chodzi o kopniaki Inka jest genialna...czekoladownik powstał też przez nią! Ale pewnie, gdyby nie ona to kolejne lata czekałby aż sobie o nim przypomnę... cóż...
Zdjęcie wyszło gorzej niż kiepskie, ale walczyłam z nim tak długo, żeby w ogóle coś wyszło, że w końcu się poddałam. Nie chciałam po prostu opuścić już drugiego miesiąca!
No i wiem, nudna jestem, nadal ta sama kolorystyka, nadal prawie nic tu nie ma... ale dopiero się rozkręcam! oj, jeszcze Wam pokażę na bogato!
choć tak sobie myślę, że tutaj tło mogło być całkiem szalone, bo ta książkowa choinka by go chyba wyciszyła... będę próbować nadal!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każde Twoje słowo...