czwartek, 24 września 2015

jak poznać kogoś na odludziu....

Od trzech lat nie pracuję. Od dwóch mieszkam na peryferiach miasta. Od prawie roku wychowuje syna.




Właśnie wróciłam ze spaceru, przez ponad godzinę nie spotkałam NIKOGO. Z powodu wypadku panicznie boję się samochodów, ale tutaj nie ma chodników, więc zmuszona jestem spacerować po ulicach. Czasami kierowca łaskawie zwolni przejeżdżając obok. Ale żeby ani jednej osoby?! No, jedna staruszka zmierzająca do kościoła. Mało jej nie uściskałam z radości, że jednak ludzkość jeszcze nie wyginęła!
Spacery z Dzieciem są teraz całkiem ciekawe, nie śpi już, tylko rozgląda się i komentuje na swój sposób to co widzi, więc i matka gada jak nakręcona. Teraz Dzieć śpi przed domem w wózku, a matka stuka w klawiaturę by wyżalić się, że nie do końca zachwyca ją to, co ma.
A ma fajnie. Dom. Ogródek. Duża altana. Oczko wodne. Może nie jest jak w filmach, ale mam ciszę i spokój. I właśnie ta cisza i spokókj tak bardzo mnie dobija. Nie znam tu nikogo. Dwóch sąsiadów odpowiada na moje dzień dobry, ale są w wieku moich dziadków, więc to słabe towarzystwo. Chciałabym poznać jakąś matkę z dzieckiem, towarzysza na spacery, kogoś dorosłego do pogadania i małego dla mojego Dziecia do wspólnej zabawy. A tu nic. Wydawać by się mogło, że nikt w moim wieku tu nie mieszka! a to chyba nieprawda, bo domy wyrastają jak grzyby po deszczu. Czyżby NIKT z dzieckiem i koło trzydziestki?! To statystycznie niemożliwe.
A ja widzę, że Dzieć coraz bardziej potrzebuje towarzystwa, nie takiego leżącego, ale przynajmniej raczkującego, a nikogo takiego nie znam. Po ostatniej wycieczce do koleżanki wróciłam taka naładowana pozytywną enegią. Dzieć bawił się z jej Synem, rok starszym, ale to znośna różnica wieku. Może bawił się to za dużo powiedziane, ale wspólnie szaleli w stercie zabawek. A to już coś. Matka wypiła kawę z dorosłym ludziem, przy okazji pochłonęła sporo informacji dzieciowych, a także garść przepisów i wszyscy byli szczęśliwi. Tylko co z tego, skoro po czterech dniach znowu czuję się jak intruz albo więzień własnego domu.
Muszę w końcu zrobić prawo jazdy, bo z mojego odludzia nie jeździ nawet autobus do centrum! wyobrażacie to sobie?! W ogóle jeżdżą dwa autobusy, do dwóch sąsiednich miast, ale to kursy wycieczkowe mające milion przystanków co dwie minuty!

poniedziałek, 21 września 2015

Tęsknoty. Jak to było przed byciem mamą...

Od kiedy mam dziecko kilka rzeczy się zmieniło... już pomijam fakt, że świat wywrócił się do góry nogami... ale za niektórymi rzeczami tęsknię.
Pierwsza myśl to te trzy poniżej:


#1 relaks w wannie

wiecie jak wyglądała moja kąpiel PRZED?
U rodziców jest wielgachna wanna, do tego piana, książka i totalny odlot! No ok, po półgodzinie zawsze ktoś zaczynał się dobijać do drzwi, ale co tam...
Gdy się wyprowadziłam wynajdywałam mężowi jakiś szalenie interesujący film lub mecz, a sama brałam książkę, kieliszek wina, duuużo piany, zapalałam świeczki. Dodatkowe elementy - wino i świece - miały wynagrodzić mi żart jakim jest nasza wanna. Jakiś idiota nazwał to wanną - dwa centymetry mniej i byłby to po prostu brodzik. To coś jest wielkości dziecięcej wanienki, mój Maluch niedługo będzie miał tam ciasno... kilka kąpieli zajęło mi opracowanie taktyki by się tam zrelaksować, ale się udało.

Jak wygląda moja kąpiel PO?
Mikrowanna nie urosła ani o centymetr. Za to ja się kąpię o 18.50 i trwa to 10 minut, bo tylko tyle mam szansę wysępić, potem mąż wychodzi do pracy. Miejsce świeczek aktualnie zajmują rybki, krabiki, krokodylki i inne wodne cuda mojego syna. Na czytanie jakoś nie ma miejsca, zresztą jestem tak zakręcona, że czasem zapominam, że miałam umyć włosy.
Tak, to właśnie jeden z uroków posiadania dziecka.

#2 spanie (chciałoby się napisać do południa)

Mój Dzieć ma 10,5 miesiąca, mniej więcej od połowy ciąży miałam problemy ze snem, a więc od prawie 15 miesięcy nie śpię jak człowiek. A nawet jak już zasnę - inne mamy potwierdzą - śpię na czujce i każdy ruch i westchnienie Dziecia wyrywa mnie z tej drzemki. Dzieć uwielbia zegarki, pokazuje palcem, nazywa TIK TIK, ale nie zna się na nim, więc nijak nie umiem mu wyjaśnić, że 6 rano to nie jest pora kiedy się wstaje. To czas kiedy trzeba odwrócić dupkę na druga stronę i spać dalej. Jakieś 3 godzinki.
Każdy dzień kiedy pobudkę mam o 8.00 albo chociaż o 7.00 świętuję!

#3 Mam małe marzenia...

...ale za to jest ich wiele!
Przykład? Proszę: seans w kinie, rozmowa z dorosłym ludziem, wyjście do sklepu (samotne), alkohol!!!, zjedzenie obiadu kiedy jest jeszcze ciepły,
no i za moją połówką łóżka bardzo tęsknie...
mąż zażarcie broni swojej połowy, Dzieć się rozpycha i kocha spać w poprzek, a ja biedna wiszę właściwie tylko siłą woli mieszcząc kawałek siebie na powierzchni łóżka...


A jak jest u Was? Za czym tęsknicie?

czwartek, 17 września 2015

Drugie urodzinki w piłkarskim stylu!

Nie, moje dziecko nie skończyło jeszcze roku. I nie, nie zaczęłam planować jego urodzin z takim wyprzedzeniem... 

Ale będąc w trakcie przygotowań do Disney'owskich urodzin Malucha podczas rozmowy z koleżanką na tematy różne ustaliłyśmy, że ona ze stroną kulinarną problemów nie ma, ale ozdoby.... o, to nie jej dziedzina. Cóż, moja może też nie do końca, ale potraktowałam to jako wyzwanie. Bo w końcu przygotowanie roczka, dla dziecka, które niewiele rozumie z tego co się dzieje to nic w porównaniu z dwulatkiem, który ma już pewne preferencje. 

Wymusiłam więc na zainteresowanych szybką decyzję: wodny świat czy piłka nożna?

I zaczęłam szaleństwo piłkarskie.

Do urodzin jeszcze trochę czasu, więc na relację i opinię solenizanta muszę poczekać. Ale pochwalić się efektami pracy mogę już teraz - mam nadzieję, że Michaś nie czytuje blogów i niespodzianka się uda!
Wiadomo, nie są to dzieła rodem z craftroom'ów scraperek, ale mam nadzieję, że choć troszkę się spodobają.

Tort będzie boiskiem piłkarskim, więc dorobiłam troszkę piłek do babeczek. 
Pikery do muffinek wyglądają tak:



Michaś podobno uwielbia soczki ze słomką, więc i słomki piłkarskie mu sprawiłam. I dla reszty gości również, żeby im smutno nie było i nie podkradali Michasiowi...

Do tego obrączki na serwetki z koszulkami sędziowskimi. A co! Niech ktoś pilnuje porządku na imprezie, żeby fauli nie było!


I najważniejsze: girlanda!





Jak sądzicie, spodoba się?

piątek, 11 września 2015

Jak świętować roczek? I czy w ogóle warto...?

Niedługo i mnie czeka świętowanie pierwszych urodzin Malucha. Na wielu blogach piszecie o tym wydarzeniu, znalazłam masę list prezentów, ale w sumie znalazłam tylko jeden odpowiedni dla nas... 
także szukam dalej. 

Ale nie o tym chciałam, chodzi o to, czy jest sens organizować huczny roczek? 
Wiadomo, jest to impreza dla dorosłych, bo przecież Maluch niewiele z tego ma... między innymi z tego powodu ten pomysł spotyka się z krytyką...
Zastanawiałam się nad tym tylko chwilę, bo przecież swoje urodziny świętuję, więc czemu jego miałabym pominąć? Zresztą, nie oszukujmy się, rodzinka i tak by się zjechała - wychodzą z założenia, że na urodziny się nie zaprasza, tylko każdy kto pamięta może nas odwiedzić - i racja!
Zresztą, postanowiłam, że 

KAŻDE URODZINY MOJEGO SYNA BĘDĄ WYJĄTKOWE

U nas sytuacja jest taka, że Maluch urodził się 1 listopada - średnio ciekawa data - dlatego postanowiłam, że wszystkie jego urodziny będą wyjątkowe. Takie, żeby inni przez okrągły rok o nich gadali, a wszystkie dzieciaki w okolicy mu zazdrościły. 

Zobaczymy czy się uda...

1. Planuję zrobić milion zdjęć, by Maluch miał pamiątkę za jakiś czas. 
2. Zaznaczymy jego wzrost na ścianie.
3. Zrobimy mu zdjęcie z ulubionym misiem.

i będziemy to powtarzać co roku!


Motywem przewodnim będzie Myszka Miki.
Już szaleję... robię zaproszenia, girlandy, planuję słodki bufet.

Początki wyglądają tak:

trzymajcie kciuki...

a jak wyglądały roczki Waszych pociech?
Może doradzicie mi jakie prezenty się sprawdzają dla takiego malca?

wtorek, 8 września 2015

bransoletkowe love


Bransoletki wciągnęły mnie tak bardzo, że przez jakiś czas nic innego nie robiłam. 
Niektóre doczekały się naszyjników do kompletu, jeszcze tylko na kolczyki nie znalazłam sposobu. 
I nie spieszy mi się, bo kolczyki wyjątkowo kuszące są dla mojego synka, także mogłabym stracić uszy... 

Niektórymi jednak muszę się Wam pochwalić...
















A teraz zakopana jestem po uszy w Myszce Miki. 
Ale na razie to tajemnica... choć może jej rąbka uchylę już niebawem, niech no tylko dorwę drukarkę i skończę kilka rzeczy...



wtorek, 1 września 2015

Mąż i Żona - poweselnie o prezencie


Wesele wesele, hej! ale była zabawa... co prawda nie obyło się bez przygód, ale samo wesele - cudeńko! Co prawda matka i ojciec dość szybko zorientowali się, że powinni poćwiczyć przed taką imprezą, bo na dłuuugo przed północą oczy zaczęły się kleić... 

Dwie godziny poszalał z nami Maluch, ale potem grzecznie padł, a rodzice wrócili na imprezę... 
wytrwaliśmy do 1.30, czyli nieźle, ale zabawa trwała do piątej - więc ogólnie jednak dość słabo ;)
Pan Mąż narzekał na ciasne buty, więc potańczyłam ze szwagrem, przy czym mało nie wyzionęłam ducha! 
Ale miło było posiedzieć ze znajomymi, z dorosłymi, zjeść w spokoju ciepły posiłek - jak to brzmi! przez chwilę być sobą, a nie mamą na pełen etat. 

Młodzi nie chcieli prezentów, więc wymyśliłam, że ozdobię im tubę na wino, i zrobię kartkę, ale oczywiście ani jednego ani drugiego w końcu nie zdążyłam zrobić...
jednak korzystając z tego, że robiłam dla męża wielgachny kubek na kawę w prezencie rocznicowym, postanowiłam ozdobić komplet filiżanek dla Młodych.

Cóż, nie umiałam wybrać jednego zdjęcia, więc wrzucam kilka...

od razu zaznaczę, że to mój debiut, więc może nie wyszło rewelacyjnie, ale się starałam...











Follow my blog with Bloglovin

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...