Ta książeczka choć objętościowo niepozorna ma wielki gabaryt... To komedia, choć zastanawiam się, czy to nie zbyt delikatne określenie tego, jak autor się nabija z ludzi, z nas... bo myślę, że to tak naprawdę dotyka każdego...
Marek Pękala wyśmiewa nasze podejście do świąt, zachowania na pokaz, puste słowa... Przedstawia rodzinę, w której przez cały rok z jednej strony telewizora znajduje się choinka, a z drugiej palma wielkanocna... można? można! Zasada jest jedna, gość w dom - cukier do szafy (parafrazując stary żart).
Co zrobić więc, gdy do drzwi puka rodzina, której za żadne skarby domownicy nie potrafią sobie przypomnieć... ale przecież się nie przyznają do tego! Więc na stole ląduje flaszeczka, bo to najważniejsze, a potem kolejna na drugą nóżkę...
Sytuacja robi się coraz bardziej komiczna, niesamowita i wydawałoby się nie do pomyślenia, a jednak!
Gospodarzami są Jolanta i Zdzichu oraz ich syn Mariuszek, goście to Wanda i Stefan... Mimo początkowej niepewności szybko znajdują wspólny język, bo i jak go nie znaleźć, gdy alkohol leje się strumieniami...
Siedzą więc do nocy dyskutując, "wspominając" i snując plany, a gdy w końcu kładą się spać Mariuszek zaczyna harcować - kto by się spodziewał, że jedna piosenka wymyślona na poczekaniu wywróci wszystko do góry nogami... albo właśnie wszystko wyjaśni...
Zabawna, choć to taki nietypowy humor, ale miło jest poczytać, pośmiać się, powzdychać i trochę przemyśleć swoje zachowanie...
Za książkę dziękuję Wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każde Twoje słowo...