Spodziewałam się czegoś zupełnie innego po tej książce, bo jak zwykle zacznę od tego, że nie sprawdziłam, co mnie czeka. Myślałam, że będą to krótkie opowiadania, które połączy wspomnienie lata. Okazało się jednak, że jest zupełnie inaczej. Może i dobrze...
Przede wszystkim nie są to osobne opowiadania, a powiązane ze sobą historie, albo może po prostu jedna historia podzielna na rozdziały. W dodatku występują w niej elementy fantastyki, co mnie totalnie zaskoczyło! Ale w sumie polubiłam takie niespodzianki, więc nawet się ucieszyłam.
"Opowieści minionego lata" to już druga książka autorki i dopiero kiedy dostałam książkę do ręki okazało się że jest to kontynuacja Co prawda jest w niej zawarta informacja, że to swobodna kontynuacja pierwszej książki, ale brakuje mi chyba tego, co było wcześniej.
Mazury... dla mnie Mazury są taką bajeczną krainą, gdzie spędzałam wszystkie wakacje, są takie przepełnione przyrodą, bliskością i rodziną. I to właśnie baśniowość jest opisana w książce ! Mamy tutaj taką mieszaninę, bo z jednej strony prawdziwe problemy, dylematy, a z drugiej strony totalnie fantastyczny, bajkowy, nierealny świat osadzonych w naszych realiach.
Wszystko dzieje się nad Jeziorem Granatowym, tam dzieci spędzają wakacje ze swoją ciotką. I, niestety, pojawia się problem - stają się świadkami, a właściwie uczestnikami walki Dobra ze Złem.
Autorce udało się na zaledwie 100 stronach stworzyć wspaniałą historię, w której można się zatracić! Myślę, że nie tylko dorosły czytelnik, ale też trochę starsze dziecko, tym bardziej, że bohaterami są dzieci Marta i Kacper.
A co jest najpiękniejsze w książce? Zdradzę Wam odrobinę tajemnicy, ale dopiero, kiedy sięgniecie po książkę to zrozumiecie! A zrozumiecie, dlaczego najcudowniejszy, przezabawny, genialny i taki wyjątkowy jest rozdział 13!!!
W książce pojawiają się wiewiórki, Orzechowe Domki, Pani Zima Król Wiatrów, Cieniasy, Krasnoludki, Śnieżynki, Czarny Kruk, Siwa Topola (która jest zaklętą dziewczynką)... nie chcę Wam zdradzić zbyt wiele, bo jest to książka wyjątkowa, dlatego właśnie, że taka bajkowa.
Na początku nie do końca rozumiałam, o co chodzi, nie rozumiałam nazw, jakimi się posługiwali i co nazywali w ten sposób. Być może gdybym znała poprzednią część, byłoby mi łatwiej wniknąć w ten klimat szybciej. Ale zaczęłam czytanie od drugiej części nieświadoma tego, że istnieje pierwsza, i prawdę mówiąc szybko nadrobiłam zaległości.
Doceńcie piękną grafikę na okładce, jej projekt stworzył Jakub Kleczkowski i jestem zachwycona! Mroczny troszeczkę, chociaż bardziej tajemniczy, dwuznaczny i taki piękny!
Z jednej strony woda, pomost, w tle widać góry, na to naniesione są plamy, pismo, jakieś ornamenty... Okładka rzeczywiście zwraca na siebie uwagę!
Myślę, że z ciekawości po nią sięgniecie... Spodziewałam się czegoś innego, ale jestem pozytywnie zaskoczona, jeżeli będę miała okazję sięgnąć po pierwszy tom, to do niego wrócę. Tym bardziej, że jest to krótka książka, więc nie trzeba na nią zbyt wiele czasu, a miło jest powrócić jesienią i zimą do lata...
Mazury... dla mnie Mazury są taką bajeczną krainą, gdzie spędzałam wszystkie wakacje, są takie przepełnione przyrodą, bliskością i rodziną. I to właśnie baśniowość jest opisana w książce ! Mamy tutaj taką mieszaninę, bo z jednej strony prawdziwe problemy, dylematy, a z drugiej strony totalnie fantastyczny, bajkowy, nierealny świat osadzonych w naszych realiach.
Wszystko dzieje się nad Jeziorem Granatowym, tam dzieci spędzają wakacje ze swoją ciotką. I, niestety, pojawia się problem - stają się świadkami, a właściwie uczestnikami walki Dobra ze Złem.
Autorce udało się na zaledwie 100 stronach stworzyć wspaniałą historię, w której można się zatracić! Myślę, że nie tylko dorosły czytelnik, ale też trochę starsze dziecko, tym bardziej, że bohaterami są dzieci Marta i Kacper.
A co jest najpiękniejsze w książce? Zdradzę Wam odrobinę tajemnicy, ale dopiero, kiedy sięgniecie po książkę to zrozumiecie! A zrozumiecie, dlaczego najcudowniejszy, przezabawny, genialny i taki wyjątkowy jest rozdział 13!!!
W książce pojawiają się wiewiórki, Orzechowe Domki, Pani Zima Król Wiatrów, Cieniasy, Krasnoludki, Śnieżynki, Czarny Kruk, Siwa Topola (która jest zaklętą dziewczynką)... nie chcę Wam zdradzić zbyt wiele, bo jest to książka wyjątkowa, dlatego właśnie, że taka bajkowa.
Na początku nie do końca rozumiałam, o co chodzi, nie rozumiałam nazw, jakimi się posługiwali i co nazywali w ten sposób. Być może gdybym znała poprzednią część, byłoby mi łatwiej wniknąć w ten klimat szybciej. Ale zaczęłam czytanie od drugiej części nieświadoma tego, że istnieje pierwsza, i prawdę mówiąc szybko nadrobiłam zaległości.
Doceńcie piękną grafikę na okładce, jej projekt stworzył Jakub Kleczkowski i jestem zachwycona! Mroczny troszeczkę, chociaż bardziej tajemniczy, dwuznaczny i taki piękny!
Z jednej strony woda, pomost, w tle widać góry, na to naniesione są plamy, pismo, jakieś ornamenty... Okładka rzeczywiście zwraca na siebie uwagę!
Myślę, że z ciekawości po nią sięgniecie... Spodziewałam się czegoś innego, ale jestem pozytywnie zaskoczona, jeżeli będę miała okazję sięgnąć po pierwszy tom, to do niego wrócę. Tym bardziej, że jest to krótka książka, więc nie trzeba na nią zbyt wiele czasu, a miło jest powrócić jesienią i zimą do lata...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każde Twoje słowo...