"Śniadania świata" zaskoczyły mnie swoją objętością! Nie zaskoczyły mnie pięknymi zdjęciami, bo tego akurat się spodziewałam... ;) Wiecie, ja jestem taką ograniczoną kurą domową, która potrafi zrobić kanapki, tosty, jajecznicę, jak się mocno wysilę to omlet... Więc ogromne nadzieję pokładałam w tej książce...
I tak sobie przeglądałam zdjęcia i wybierałam, co bym zjadła, a ponieważ lubię sobie dobrze zjeść oraz próbować nowych rzeczy to właściwie jakby mnie ktoś obsłużył to bym zjadła wszystko, co tam Beata Pawlikowska proponuje...
Byłam sprytna i poczekałam aż Ruda Ewka do mnie wpadnie na nocowanko z dzieckiem i zasugerowałam, że może zrobiłaby coś dobrego na śniadanie. Ewa jak to Ewa usiadła z książką i zaczęła wybierać: może to, może to, albo tamto i zawsze (!!!) okazywało się, że u mnie w domu oczywiście jakiegoś składnika brakuje! A że mieszkam na zadupiu to był to problem nie do przeskoczenia...
Ewa kilka przepisów wybrała, bo jej spiżarnia i lodówka są lepiej zaopatrzone, ale nie poddałyśmy się i postanowiłyśmy się zainspirować i dostosować do naszych możliwości i ulubionych smaków naszych dzieci.
Książka jest pięknie wydana, a oprócz przepisów i cudownych zdjęć można znaleźć ciekawe informacje i historie. To chyba największy plus! Dla mnie to jest w ogóle fascynujące, że udało się zebrać tyle zdjęć, tyle przepisów, tyle historii... nawet jeśli większość przepisów nie jest dla mnie to podejrzewam, że dla wielu z Was będą ok. Bo może kojarzyć się Wam będą z wakacjami, z podróżami i dobrą zabawą... mój mąż jest mocno ograniczony smakowo, a ja nie umiem się przemóc by gotować dla każdego coś innego... nawet jeśli to miałyby być tylko śniadania!
Ewa namiętnie pije herbatkę, którą poleca autorka i mówi że jest przepyszna... a ja mam wybranych kilka przepisów, które planuję wypróbować, jak tylko pojawi się wiosna i pewne produkty będą dostępne i tanie.
Nie będę ukrywać, jest to pierwsza książka Beaty Pawlikowskiej, jaką miałam okazję przeczytać... Te historie mnie zachwyciły, jednak z drugiej strony jak tak pomyślę, że autorka książki zanim cokolwiek zje musi to fotografować... podziwiam!
Mój mąż krzywo patrzy na fotografowanie filiżanki z kawą, a co dopiero jakbym zaczęła dokumentować każdy posiłek ;)
Może kiedyś zacznę podróżować, smakować, próbować i testować przepisy, na razie przeglądam książki, marzę i wyszukuję przepisy potraw, które dla takiego amatora jak ja też są możliwe do przyrządzenia.
Korzystacie z książek kucharskich? Czy wolicie sprawdzone babcine przepisy?
I co najchętniej zjadacie na śniadanie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każde Twoje słowo...