Strony

niedziela, 30 lipca 2017

Książkę na wakacje poleca... Kasia Bulicz-Kasprzak

Znowu oddaję głos... ostatnio coraz częściej mi się to zdarza, ale to bardzo przyjemne! Dziś zaprosiłam Kasię Bulicz-Kasprzak by powiedziała, jaką książkę Jej zdaniem warto zabrać ze sobą na wakacje... Jesteście ciekawi?




Dziś mam przyjemność gościć na Poligonie Kasię Bulicz-Kasprzak, która wita mnie po urlopie kolejnymi świetnymi propozycjami (sprawcie, że będę żyć wiecznie!) książkowymi. 
Zapraszam Was na Jej stronę na FB oraz Jej stronę internetową Pisarka Potencjalna. Do niedawna sama nie wiedziałam, że czytałam już Jej książki - bo było to jeszcze przed prowadzeniem bloga, kiedy tytuły i nazwiska mi uciekały z pamięci. Ale czytałam i przeczytam inne. A Wy? Znacie Jej twórczość?

"Nie licząc kota, czyli kolejna historia miłosna"
"Nalewka zapomnienia, czyli bajka dla nieco starszych dziewczynek"
"Meandry miłości"
"Dom na skraju"
"Inna bajka"
"Szlachetne pobudki"
"Uzasadnione wątpliwości"
"Pójdę do jedynej"

Kasia kolekcjonuje przeróżne wydania "Alicji w Krainie Czarów", uwielbia komiksy i... biega! Za to podziwiam ją najbardziej! A biega często by pomóc innym... na jej FB na pewno znajdziecie wiele informacji na ten temat, a być może sami zapragniecie pomóc w jakiś sposób? Nagłaśnianie akcji to niewiele, a równocześnie bardzo dużo...
A teraz już oddaję głos... pióro... klawiaturę... Kasi:

Czternaście lat temu pierwszy raz przeczytałam „Sherwood” Tomasza Pacyńskiego. 
Książka właściwie sama wpadła mi w ręce, bo czytał ją mąż, zostawiał to na biurku, to na szafce, tak, że widywałam codziennie kilka razy. Za którymś razem dopiero skojarzyłam tytuł wypisany stylizowanymi literami na okładce. Najsłynniejszy angielski las. Miałam zapytać męża czy ta książka ma coś wspólnego z Robin Hoodem, ale zamiast tego zważyłam ją w ręku – lekka, chociaż prawie 600 stron, przekartkowałam i zaczęłam lekturę. Skończyłam następnego dnia. Ta książka to opowieść w której pojawia się Robin Hood, ale nie jest głównym bohaterem. Napisana potoczystym, barwnym językiem, pełna (pop)kulturowych nawiązań. Świetna historia, którą czyta się jednym tchem i prosi o jeszcze.



A w ramach uzupełnienia, polecam klasyczną książkę o angielskim bohaterze, wspierającym biednych a łupiącym bogatych. „Wesołe przygody Robin Hooda” Howarda Pyle'a to książka sprzed ponad stu pięćdziesięciu lat a polskie tłumaczenie pochodzi sprzed lat niemal sześćdziesięciu, czyli sprzed moich narodzin. Zachowany został w nim oryginalny angielski humor i podejście do życia. Dodam, że fragment tej książki pojawia się w cytacie w mojej najnowszej powieści „Pójdę do jedynej”.

Znacie te książki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każde Twoje słowo...