Strony

niedziela, 1 listopada 2015

Najważniejsze święto na świecie! Roczek Dziecia


Dziś mija rok od kiedy przytuliłam do siebie syna.
Co prawda oficjalna impreza dopiero za tydzień, ale część gości już dziś wpadła z prezentami, niezawodna Prababcia mojego syna upiekła i torcik i ciasto by wpisać się w nurt imprezy.

Ciasto Mickey :)


i tort z dinozaurami:

Dokładnie rok temu, gdy wszyscy odwiedzali swoich bliskich na cmentarzach ja leżałam sama na porodówce - sobota, no i kto chciałby rodzić 1 listopada... mnie właściwie było wszystko jedno, oby szybko!

Wszystko zaczęło się we wtorek, gdy wylądowałam na patologii ciąży by ostatecznie ocenić, czy mogę rodzić naturalnie, czy jednak potrzebna będzie cesarka. Miała to być krótka wizyta - usg, konsultacja z chirurgiem i albo cesarka albo wyjście do domu - do terminu miałam jeszcze prawie dwa tygodnie. Niestety, jak to w szpitalach, na badanie musiałam czekać, na konsultacje nikt się nie pofatygował. W piątek rano usłyszałam, że skoro profesor nie przyszedł to już nie przyjdzie, bo dyżur miał w nocy i teraz to on już jest w domu. Myślałam, że będę płakać! Ale profesor przybiegł zaraz po obchodzie. Stwierdził, że wszystko ok, więc zachwycona zaczęłam pakowanie, gdy usłyszałam, że mnie nie wypiszą, bo mojego lekarza prowadzącego nie  ma, a nikt inny mi wypisu nie da. I wiecie, matka wariatka, wypisała się na własne żądanie.

Gdy nad ranem zaczęły się skurcze próbowałam je ignorować, w dodatku mama ciągle powtarzała, że teraz będę panikować, codziennie jeździć na izbę albo do lekarza, bo będzie mi się wydawało, że to już i że trzeba było siedzieć w szpitalu. Cóż, szybko się okazało, że skurcze są krzyżowe i jednak nie da się ich zignorować, bo stawiają mnie na baczność. Co 20 minut jeszcze luzik, chociaż spać się nie dało, ale z 10 minut szybko zrobiło się 6 i nie mogłam już oszukiwać samej siebie.

Byłam przekonana, że przed szpitalem odeszły mi wody, bo i skąd miałam wiedzieć, że jak poleciało ciurkiem po nogawce to jeszcze wcale nie muszą być wody... nikt nie mówi jak to wygląda, co się czuje, co zrobić, ile tych wód jest...  w dodatku wszędzie piszą, że jak wody odejdą to jeszcze nie ma się co spieszyć, a na patologii pierwsze co usłyszałam to, że mam się wtedy nie ruszać, bo pępowina może wypaść i dziecko się udusi... jasne, każda kobieta w ciąży marzy, żeby coś takiego usłyszeć!

Po usg okazało się, że to tylko czop, a KTG nie zapisuje moich skurczy, mimo że boli jak cholera, więc pewnie nie urodzę. I wcale nie myślałam wtedy, że 2 listopada to lepsza data! KTG rejestrowało maksymalnie 45, więc jak mi powiedzieli, że do porodu musi być ze 100 miałam ochotę wyskoczyć przez okno...
Skurcze szybko zwiększyły częstotliwość do 2 minut, a ja chodziłam wokół łóżka i chichrałam się między kolejnymi "ciosami", powtarzałam tylko w kółko: "wyjdź dzisiaj, proszę cię, jak dzisiaj wyleziesz to ci quada na roczek kupię!"

Rodziłam tylko ja, więc spędziłam pół godziny pod prysznicem, trochę czasu na piłce, wypróbowałam gaz rozweselający, zawisłam na linie , w pozycji kucznej i na kolanach. A co! W dodatku towarzyszyło mi chyba pięć położnych i pani doktor - taki luksus...
Niestety luksus ten wiązał się z mniej przyjemną sprawą, mianowicie każda z nich chciała mnie zbadać. Nie będę czarować, ból porodowy jest niczym w porównaniu z tymi badaniami! A jak jeszcze jedna za drugą babą pcha w Ciebie łapy przy każdym kolejnym skurczu to człowiek ma ochotę przegryźć im aorty!

Robiliśmy zakłady z położnymi, o której Dzieć się pojawi na świecie, nikt nie przewidział, że stanie się to dopiero o 19.50 - czyli z kolejnymi położnymi.
Sam poród to pikuś - w końcu wiedziałam, że to musi boleć, ale po 12 godzinach byłam już tak wycieńczona, że nawet nie wiem, czy poczułam jakiś specjalny ból... za to nie zapomnę jak położna kazała podać sobie rękę i naprowadziła mnie na główkę, która zaczynała wychodzić... przerażające i piękne.

I mąż ze łzami w oczach przecinający pępowinę. I Dzieć na mojej piersi. I ta natychmiastowa amnezja - jak tylko go zobaczyłam nie pamiętałam jaki to był ból. Magia. A nigdy nie wierzyłam, gdy ktoś o tym mówił w ten sposób. To jest tak niesamowite, że ten człowieczek, który był z nami przez 9 miesięcy nagle jest realny, ma oczka, nosek, rączki i nóżki. I możemy go wziąć w ramiona...


Pamiętam jeszcze, jak pytali mnie przed porodem czy się boję?
Porodu? Nie. Musi boleć. Boję się pierwszych 18 lat i potem wszystkich następnych.


Sama się sobie dziwię, że taka mądra byłam. Sama prawda.
Pierwszy rok za nami, były guzy, były otarcia, łzy - moje i Dziecia, była panika i strach, nieprzespane noce. Piękny rok za nami, przed nami, mam nadzieję, jeszcze piękniejsze...


Sukcesy Dziecia:
mówi: mama, tata, baba, brrrrr - na autko, łow, łow - na psa, am na jedzenie (i cyca)
na pytania odpowiada TAK lub NIE kiwając głową
odpowiednim kiwnięciem głowy "mówi" DZIĘKUJĘ
dwa pierwsze kroczki już były
sam ściąga skarpetki i w końcowej fazie bluzki (trzeba mu zdjąć jeden rękaw)
po zmianie pampka zabiera go i wyrzuca do kosza (te filmiki robią furrorę!)
tańczy
a gdy grają jego ulubione melodie rusza ustami jakby śpiewał
nurkuje!!! - aktualnie mamy przerwę w zajęciach, ale niedługo wrócimy na basen nurkować
a gdy się ktoś uderzy przytula


Dumna matka musiała się wywnętrzyć



7 komentarzy:

  1. Mnie tez za miesiąc czeka roczek moje synka. Juz nie mogę się doczekać :) awww dzieci są takie słodkie <3
    www.thestyleresearcher.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja przyjaciółka też urodziła. Jej córeczka ma już 7 miesięcy widzę, że dziecko to wielki skarb i jak wiele daje szczęścia. Poród miała ciężki, ale mówi, że gdy zobaczył dziecko zapomniała o bólu. Gratuluje zdolnego dziecka ;D Bardzo ładne torty ;D

    http://strongwomeen.blogspot.com/2015/11/ulubiency-pazdziernika.html - zapraszam ;) Jeżeli spodoba się blog to zaobserwuj ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny torcik! :D
    Pozdrowienia dla mamy i pociechy :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny torcik, gratuluję !
    Przy okazji, uzupełnij link do bloga w swoim profilu na disqus, musiałam się trochę Ciebie naszukać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakieee śliczne torciki,wyglądają przepysznie!
    Przy okazji wszystkiego najlepszego dla mamusi i dzidziusia!<3

    madziuchnaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystkiego najlepszego i duzo zdrowia dla szkraba :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde Twoje słowo...